Przelom.pl

Białoruś: władza musi być chwalona

  • Data dodania artykułu: 21.12.2010, 13:51, wyświetleń: 3817

- Sytuacja w naszym kraju jest trudna do zrozumienia. Ale nie bójcie się odwiedzać Białorusi. Po naszych drogach jeździ się bezpiecznie. Są nawet lepsze niż na Ukrainie czy w Rosji. Na pewno zachwycą was i miasta, i piękna przyroda nad jeziorami. Warto wybrać się na wakacje na przykład na prawdziwą białoruską wieś - twierdzą goszczący w redakcji "Przełomu" na krótkim stażu dwaj dziennikarze Andriej Szobin i Aleksandr Mincewicz.

Przyjechali do Trzebini w ramach projektu "Wsparcie gazet lokalnych na Białorusi" realizowanego przez Wschodnioeuropejskie Centrum Demokratyczne. Krótki pobyt pozwolił im poznać rynkowe i organizacyjne doświadczenia naszej gazety, a nam - dowiedzieć się więcej o kraju kojarzonym głównie z sensacyjnymi informacjami na temat poczynań tamtejszego prezydenta.

 

Co pokazuje telewizja

 

- Gdyby w naszym kraju były wolne media, inne byłyby nastroje społeczne. Politycy opozycyjni mieliby gdzie prezentować swoje poglądy. Teraz są bez trybuny. Przed wyborami prezydenckimi, po interwencjach instytucji europejskich, kandydaci (a jest ich dziesięciu) dostali co prawda czas antenowy w państwowej telewizji i zaproszenie na debatę. Co z tego, skoro nie przyszedł na nią ubiegający się o reelekcję Aleksandr Łukaszenka. W tym samym czasie brylował w niezliczonych relacjach ze zjazdu partii organizowanego przed każdymi wyborami prezydenckimi. Po co mu jakaś debata. Kontrolowane przez państwo media od rana do wieczora przekonują, że Białoruś odnosi sukcesy w każdej dziedzinie. I wielu ludzi w to wierzy żyjąc za żelazną kurtyną. Nigdzie nie jeżdżą, bo albo nie mają pieniędzy, albo zaproszenia, albo problem z wizami. Oglądają świat takim, jakim przekazuje im państwowa propaganda w państwowej TV. Dlatego nie ma w nich nadziei na zmiany - opowiadają Andriej i Aleksandr.

 

 

Dlaczego wygrywa traktor

 

Andriej Szobin z "Berestejskoj gazety" zajmował się medycyną naturalną. Potem został dziennikarzem. Jego przygoda z macierzystym tytułem nie trwała długo:

- Rok temu opisaliśmy jak mieszkańcy naszego miasteczka (kilkaset osób) świętowali Nowy Rok na głównym placu pod choinką. Tańce, śpiewy przy dźwiękach harmonii. Nagle na plac wjechały największe traktory marki Białoruś i ni stąd, ni zowąd zaczęły sprzątanie. Natychmiast pojawiła się też milicja ostrzegając przez megafony, aby szybko opuścić rynek, nie przeszkadzać maszynom i nie narażać się na niebezpieczeństwo. Ludzie zostali zmuszeni do rozejścia się. Po opublikowaniu tekstu "Traktory kontra mieszkańcy 1:1" zamknięto bezterminowo naszą gazetę. Skąd taka reakcja? Władze boją się wszelkich zgromadzeń. Boją się też interwencji prasowych wskazujących na ich nieudolność, ograniczają dostęp do informacji. Kiedyś po interwencji w sprawie dziurawego dachu w jednej z kamienic komunalnych i dziurach w drodze, nie dostaliśmy żadnych wyjaśnień. Mer oświadczył, że urząd ma swoją gazetę, a za dwa tygodnie przyśle nam wyjaśnienie pisemne w sprawie... dlaczego nie udzielił informacji. Władzy po prostu nie można u nas przedstawić w złym świetle. Ludzkie problemy i interwencje na łamach prasy nie są mile widziane, bo godzą w wyidealizowany obraz rządzących.

Po zamknięciu gazety Andriej założył portal internetowy i współpracuje z niezależną telewizją Bielsat nadającą od trzech lat specjalne programy dla Białorusinów finansowane przez polski MSZ i TVP.

Kto wygrywa wybory

Aleksandr Mancewicz, wydawca "Regionalnej gazety", jako inżynier elektronik pracował dawniej w fabryce produkującej słynne niegdyś aparaty fotograficzne Zenit:

W najlepszych latach  pracowało tu 5000 ludzi, dziś ledwie 1000, z czego większość otrzymuje zasiłki postojowe, bo na Zenity nie ma już zbytu. Technologie się zestarzały, a zagraniczni inwestorzy boją się Białorusi. Musiał szukać innego zajęcia.

Mancewicz twierdzi, że najbardziej drażliwy temat prasowy to wybory. Jeden z niezależnych tytułów miał poważny problem, bo opisał konflikt między komisją wyborczą a kandydatem. Wziął się on stąd, że na Białorusi głosy można oddawać przez cały tydzień poprzedzający termin wyborów. To niby dla tych, którzy w dzień elekcji np. gdzieś wyjeżdżają. Nieoficjalnie wiadomo, że taka możliwość to okazja do nieprawdopodobnej liczby fałszerstw. Samo opisanie problemu, spowodowało wykluczenie tytułu z sieci sprzedaży, a to oznaczało dla gazety koniec egzystencji.

Kto wygra najbliższe wybory prezydenckie na Białorusi?

- Też pytanie! W większości komisji nie ma przedstawicieli opozycji. Kto będzie więc patrzył liczącym głosy na ręce? Od 15 lat ludzie zależni od władzy (policja, nauczyciele, lekarze, urzędnicy - generalnie budżetówka) umieją fałszować wyniki. Urząd prezydencki jest właściwie dożywotni, a Łukaszenka przeforsował jeszcze w referendum pięcioletnią kadencję. Z powodu fałszerstw nigdy nie było II tury. U nas na wiele pytań zaczynających się od słowa "dlaczego" lub "gdzie" nie ma odpowiedzi. Na przykład na to, gdzie są znani dziennikarze, którzy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach: Wiktar Hanczar, Zmicier Zawazki, Jury Zacharanka. Ale już na pytanie, kto wygra niedzielne wybory, odpowiedź jest oczywista - twierdzą zgodnie goszczący w "Przełomie" białoruscy dziennikarze.

 

Białoruskie ciekawostki

 

Na Białorusi są dwa języki państwowe: rosyjski i białoruski. W miastach mówi się po rosyjsku, po rosyjsku wypełnia się dokumenty i załatwia sprawy w urzędach. Większość szkół to szkoły rosyjskojęzyczne. Białoruski jest językiem wsi, zwłaszcza w zachodniej części kraju i językiem opozycjonistów. Prezydent przemawia do narodu po rosyjsku, twierdząc, że tylko w tym języku można mówić o poważnych rzeczach.

Białorusini nie używają monet. Urządzenia automatyczne pracują na żetony. Żeton uprawnia m.in. do podróżowania metrem. Jeden przejazd kosztuje 700 rubli (70 groszy).

Będące w obiegu banknoty o nominale od 10 do 1000 rubli nie przedstawiają więc większej wartości. Za 500 rubli można kupić zapałki. 1000 rubli białoruskich to równowartość naszej złotówki, milion rubli to 100 zł. Pensje wynoszące od 700 tys. do dwóch milionów rubli uważa się za dobre. Emerytury wynoszą ok. 600 tys. rubli. Najwięcej zarabia budżetówka (policja, lekarze, nauczyciele). Sa to jednak zawody powszechnie uważane za najbardziej skorumpowane.

czynsz za dwupokojowe mieszkanie wynosi ok. 300 tys. rubli. Jedzenie z wyjątkiem chleba i nabiału jest droższe niż w Polsce.

Na Białorusi ukazuje się ok. 130 tytułów prasowych. Większość należy do organów władz różnych szczebli i przez nie jest finansowanych. Nie ma na Białorusi ani jednej komercyjnej stacji telewizyjnej. Także wszystkie stacje radiowe i drukarnie są państwowe. Gazet niezależnych jest ok. 20. Ich los również jest w rękach władz. Kontrole nad treściami w mediach sprawuje Ministerstwo Informacji. Ono rejestruje tytuły. Każdy wydawca ma obowiązek przesyłania ministerstwu każdego wydania swojej gazety. Po ocenzurowaniu, w przypadku znalezienia jakichkolwiek krytycznych materiałów ministerstwo zwraca się do wydawcy o wyjaśnienia przyczyn publikacji stawiających władze w złym świetle. Wyjaśnienia niesatysfakcjonujące skutkują zamknięciem tytułu.

Oficjalne bezrobocie na Białorusi wynosi 3 procent. Faktycznie jest ono ukryte, gdyż np. największa niegdyś w Europie fabryka opon w Biełszynie (Bobrojsku) pracuje tylko 3,4 dni w tygodniu. Jej składy pękają w szwach, plan jest wykonywany, dyrekcja premiowana, ale firma nie ma zamówień.

Administracja prezydencka kontroluje każdy dochodowy biznes, m.in sprzedaż wody mineralnej, kurorty, transport publiczny (koleje, autobusy). Marszrutki (minibusy) są koncesjonowane przez monopolistę.

 

Tekst opublikowany w numerze 50. "Przełomu" z dnia 8 grudnia 2010 r.

Komentarze: Brak komentarzy do tego artykułu.